wtorek, 31 lipca 2018

american horror story


Lubię oglądać horrory, mimo że nie boję się ich w ogóle. Podobają mi się za to wszystkie efekty, zjawy, zjawiska paranormalne, historie. Lubię dreszczyk emocji, co stanie się później i jak się rozwiąże dana opowieść. 

Sam tytuł tego serialu mnie zachęcił. Zaczęłam oglądać. Zdziwiłam się kompletnie. Każdy sezon opowiadał kompletnie inną historię. Po kolei: Murder House, Asylum, Sabat, Freakshow, Hotel, Roanroke i Cult i niedługo wychodzi ósmy sezon "Apocalypse", na który czekam z niecierpliwością. Nigdy nie patrzyłam o czym jest każdy sezon, ponieważ trzymałam się w niecierpliwości i snułam przypuszczenia. 

Ten serial nie jest dla wszystkich. Liczba mordu, scen łóżkowych, tortur jest bardzo duża i nie polecam go osobom ze słabymi nerwami. Charakteryzacje są bardzo realistyczne, aktorzy naprawdę dobrze odgrywają swoją rolę i naprawdę można się w to wczuć. Dzięki temu ogląda się go z zapartym tchem. 

Obsada serialu jest stała, w każdym odcinku grają ci sami aktorzy. Zawsze byłam ciekawa jaką postać będzie grał dany aktor. Szczególnie do gustu przypadł mi Evan Peters i Sarah Paulson. Świetnie to wszystko przedstawili i w każda rola była odegrana perfekcyjnie. Oczywiście dużo osób również polubiłam, ale te dwie najbardziej.

Sezony nie trzymają poziomu. Zdarzają się te lepsze i gorsze. Mi osobiście najbardziej podpadł Asylum, czyli drugi opowiadający o szpitalu psychiatrycznym w latach 60. XX wieku. Akcja tam pędzi łep na szyję, a sama historia jest bardzo ciekawa i wciągająca. Pierwszy może zniechęcić, więc może zacznijcie od tego.
Nie trzeba oglądać wszystkiego po kolei, więc można zacząć od tego sezonu, który wydaje się dla was najodpowiedniejszy. jest około 10 epizodów w każdym sezonie, które trwają około 50 minut, nie jest to dużo, więc szybko można uporać się z tym serialem. 
 
Podsumowując możliwe, że fanom horrorów spodoba się ta produkcja, uprzedzam że nie ma go na Netflixie z czego ubolewam, więc trzeba szukać po internecie odtwarzaczów, ale warto.Polecam.

Oglądaliście? Co o nim myślicie, też Wam się podoba? Kończę. Na razie.

sobota, 28 lipca 2018

niezbędnik maga


Imię i nazwisko autora: Rick Riordan
Tytuł książki: Niezbędnik Maga z Domu Brooklyńskiego
Tytuł oryginału: Brooklyn House Magician's Mannual
 Liczba stron: 183
Wydawnictwo: Galeria Książki
Opis książki: 

 
Witaj, nowicjuszu! Mówi Carter Kane. Gratuluję, że dotarłeś do Domu Brooklyńskiego w jednym kawałku. To osiągnięcie oznacza, że pochodzisz z rodu egipskich faraonów i posiadasz magiczne moce. Ale czymże jest moc bez wiedzy, jak się nią posługiwać? Po to właśnie jest ten przewodnik. Znajdziesz w nim quizy, opowieści i informacje o egipskich bóstwach, potworach (tych przyjaznych i tych śmiertelnie groźnych), o tajemniczym Duat i mnóstwie innych spraw. Ten niezbędnik jest niezbędny dla tych z rodu faraonów, którzy stawiają pierwsze kroki na ścieżce bogów. Opowiadam w nim ja, inni magowie (w tym moja siostra Sadie), a nawet kilkoro bogów we własnej osobie. Ale uważaj na sztuczki i niespodzianki – w świecie egipskiej magii wszystko jest możliwe.

PS. Jeśli natkniecie się na komentarze mojej siostry, Sadie, postarajcie się je zignorować.

PPS. Czy ktoś widział mój amulet dżed? Byłoby bardzo niedobrze, gdyby wpadł w niepożądane ręce... 

~Galeria Książki~

Wujka Ricka zaczynałam właśnie od Kronik Rodu Kane. Wtedy rozpoczęła się taka chęć zagłębiania się w mitologię egipską, grecką, rzymską. Ostatnio nie czytałam książek tego autora, ponieważ wychodzi teraz tego tak dużo, że nie nadążam, ale z pewnością po nie sięgnę bo jak mogę nie przeczytać pozycji autora, który wkręcił mnie w czytanie? Mam do Riordana duży sentyment, tak samo jak do Kosika i Rowling. Widziałam już przewodniki do Percy'ego, Magnusa Chase'a, a niedawno ukazał się ten nawiązujący do Kronik Rodu Kane. Dawno nie czytałam tej trylogii, mimo że przewinęła się przez moje ręce dwa razy. Warto sobie przypomnieć najważniejsze aspekty tej książki właśnie dzięki temu niezbędnikowi. Nie polecam czytania jej przed Kronikami, ponieważ wiele wątków jest z nich właśnie zaczerpnięty. 
Na czym ona polega? Jak wygląda? Z grubsza Wam to przedstawię. 
Z początku jest wstęp, przez całą książkę przewijają się krótkie historie, porady, malutkie rysunki, które bardzo przypadły mi do gustu. Dużo poświęcone jest bogom i do każdego przypada krótki quiz/ teścik, który pomoże nam nieco zapamiętać informacje na dany temat. Do tego są komentarze boga Setne. Historie są opisane przez różne postacie, które przewijają się przez całą trylogię. 
Czyta ją się dosyć szybko i nie nudzi, ponieważ wszystko się przeplata i nie są to suche fakty, które trzeba przeczytać kilka razy żeby coś zapamiętać. Riordan jest znany właśnie z tego, że w ciekawy sposób uczy mitologii. To mi się bardzo podoba. 

Podsumowując ten niezbędnik jest najbardziej w porządku dla fanów Kronik Rodu Kane, którzy chcieliby przeczytać dodatek na temat tej trylogii. Książka jest zabawna i wielu czytelnikom przypadnie do gustu.

Ocena: 7/10

Dziękuję wydawnictwu Galeria Książki za możliwość zrecenzowania tej książki!

 

środa, 25 lipca 2018

buszujący w zbożu


Imię i nazwisko autora: J.D Salinger
Tytuł książki: Buszujący w zbożu
Tytuł oryginału: catcher in the rye
Liczba stron: 303
Wydawnictwo: Albatros
Opis książki:

Bohaterem 'Buszującego w zbożu' jest szesnastoletni uczeń, Holden Caulfield, który nie mogąc pogodzić się z otaczającą go głupotą, podłością, a przede wszystkim zakłamaniem, ucieka z college`u i przez kilka dni 'buszuje' po Nowym Jorku, nim wreszcie powróci do domu rodzinnego. Historia tych paru dni, którą opowiada swym barwnym językiem, jest na pierwszy rzut oka przede wszystkim zabawna, jednakże rychło spostrzegamy, że pod pozorami komizmu ważą się tutaj sprawy bynajmniej nie błahe... 
 
~Lubimy Czytać~
 
Na tą książkę czaiłam się naprawdę długo. Rok czasu. W końcu wstałam, wzięłam ją z półki i zaczęłam czytać. Nigdy nie czytam opisów, więc teraz też nie czytałam bo po co? Wiedziałam tylko, że to dosyć popularna książka, klasyk literatury. Jest dużo pochlebnych opinii, ludzie wychwalają tą książkę, jak jest ze mną?
Początek był naprawdę w porządku i tak jakoś się wkręciłam, myślałam że jak ucieka z internatu to akcja zacznie lecieć łep na szyję, ale tak nie było. Powieść Salingera to tylko urywek wspomnienia kilku dni Holdena Caufielda. Tyle. Główny bohater nie zachwycił mnie. Stworzył sobie taki świat, który twierdził, że on jest poprawny, ten realny- nie. Nie podobało mu się nic i nikt, no może oprócz kilku aspektów. Sam szesnastolatek uważany jest za jedną z wielu ikon buntu. Zgadzam się. Przewija się tutaj wiele wątków wskazujących chęci postawienia się całemu światu. 
Cała fabuła niczym nie zachwycała, opierała się głównie na podróży Holdena z różnych punktów, wspominaniu miejsc z dzieciństwa, rodziny. 
Jedno muszę przyznać- autor wykreował bohatera, który ma barwne słownictwo i w ładny sposób to wszystko opisuje. 
Myślałam, ze koniec mnie zachwyci, czymś zaskoczy, ale nic takiego się nie stało. W sumie zaskoczył mnie takim najzwyklejszym zakończeniem książki haha.

Podsumowując "Buszujący w zbożu" to nie była książka dla mnie. Nie dała mi do myślenia, nie miała zaskakującego efektu, który wzbudzi we mnie kaca książkowego, nic z tych rzeczy. Była to najzwyklejsza książka opowiadająca kilka dni z życia młodego buntownika. 

Ocena: 3,5/10

czwartek, 19 lipca 2018

ania, nie anna

Odkąd mam Netflixa ciągle coś oglądam i te seriale mają po jeden sezon, ale jakoś tego nie przeżywam i nie wyczekuję kolejnego sezonu. Zaczęłam oglądać Anię, nie Annę i... zaraz wszystko tu Wam opiszę.

źródło
Przewijając stronę główną zarówno YouTube jak i Netflixa często pokazywała mi się Ania, nie Anna, obejrzałam zwiastun w czasie ferii, ale nie zabrałam się za oglądanie, a dosyć niedawno dodano drugi sezon i pomyślałam sobie, w sumie czemu nie? 
Wciągnął mnie. I to bardzo. W jeden dzień obejrzałam sezon pierwszy i zakochałam się po uszy. W pierwszych odcinkach osoba głównej bohaterki swoim sposobem bycia mnie irytowała, ale wiedziałam, że w książce bohaterka była taka podobna, taka była jej natura romantyczki (z tego co się orientuję, czytałam kawałek i nie będę tutaj niczego porównywać). Od pierwszych minut wiedziałam, że to jest to. Zauroczył mnie sam klimat, cała sceneria, ubiór bohaterów. Widać, że producenci włożyli w to wiele pracy żeby to wyglądało tak, a nie inaczej. Kadry są naprawdę prześliczne, lubię gdy robiąc pauzę w dowolnym momencie wygląda to tak, że mogę to wydrukować, oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. 
Teraz opowiem trochę o emocjach jakie mi towarzyszyły. Razem z Anią można przeżywać tutaj wesołe chwile, ale niektóre momenty ciskały łzy do oczu. Nie należę do osób, które płaczą podczas oglądania lub czytania, ale muszę przyznać, że w niektórych momentach naprawdę czułam wielki smutek, ale również rozbawienie. 
Aktorka Ani była cudowna, zagrała świetnie rolę głównej bohaterki, ale nie będę tutaj zwracać uwagę tylko na nią bo każdy na to zasługuje, każda najmniejsza postać była celnie dobrana, szczególne uwielbienie zdobył Mateusz, Maryla, Gilbert i Cole, ten ostatni wzbudził we mnie taką wenę, że narysowałam przez ten czas z 10 kartek ze szkicownika. 
Przez ten serial chciałabym cofnąć się do tych czasów, a tym bardziej wejść do Ani i sama przekonać się jak ludziom żyło się w XIX wieku. 
Mogłabym wychwalać tą produkcję naprawdę długo, urzekła mnie i to bardzo. Moje serce pękło kiedy obejrzałam ostatni odcinek, a muszę napomknąć, że każdy z nich trzymał poziom i nawet nie mogę powiedzieć który z sezonów był lepszy. Wciąga i to niesamowicie, tak że się da obejrzeć w krótkim czasie wszystkie epizody, jeden trwa około 50 minut, a odcinków jest 17.
Podsumowując będę miała kaca serialowego chyba przez najbliższy tydzień po obejrzeniu Ani, nie Anny. Nie wiem jak doczekam do trzeciego sezonu, który nawet nie wiem kiedy będzie bo niedawno wyszedł drugi. Najprawdopodobniej za rok, Powinien spodobać się każdemu, nawet tym co nie mieli styczności z lekturą. 
Zwiastun:


A wy oglądaliście tą produkcję od Netflixa? Jak się Wam podobała? Na razie!

niedziela, 15 lipca 2018

ej, wiecie że ja żyję?

Ostatnimi czasy rzadko tutaj pisałam. Naprawdę rzadko, a jak już pisałam to pisałam praktycznie post dziennie. To jest jak przełamywanie jakiejś bariery- ciężko mi jest ją przełamać, ale jak już się to stanie to jest takie post, post, post. Tak jest z każdym moim hobby, naprawdę muszę się wziąć za to i dopiero wtedy to robię, aż znowu nie wyrośnie przede mną żadna przeszkoda i jest taki klik i porzucam daną czynność na długo. EhhhhhhHHH nienawidzę tego. Po wielu próbach w końcu coś napiszę no bo to nie fair, że nic nie robię z rzeczą, która sprawia mi tyle frajdy. A więc co ja do jasnej ciasnej robię? Co się stało?
Zacznę od początku. A więc w zakończyłam jeden z etapów w moim życiu, a mianowicie gimnazjum, za którym bardzo nie przepadałam i we wrześniu zaczynam naukę w technikum na kierunku organizacja reklamy, czego nie mogę się doczekać, poznam naprawdę wielu ludzi, na to od początku trzeciej klasy czekałam z niecierpliwością. Gorzej z internatem, ale myślę, że jakoś sobie poradzę. Miałam dosyć ciężki okres samorealizacji i nic tyko oglądałam seriale, ale za to mam kilka perełek, o których mogę Wam opowiedzieć. Jedno z ważniejszych rzeczy, które stały się w tym tygodniu, mianowicie: TWENTY ONE PILOTS. Czekałam ponad rok aż zakończy się hiatus i w środę stało się, oko się otworzyło i to co oni zrobili to istne szaleństwo- dali nieziemski teledysk, dwie piosenki, trasę koncertową i zapowiedź albumu na 5 października. Żeby dowiadywać się nowych nowinek założymy Twittera  i tak mi się on spodobał, że teraz używam go częściej od Facebooka, ludzie tam są cudowni i naprawdę można poprawić sobie humor czytając tweety innych użytkowników. Polecam bardzo.
I to tyle, nic wielkiego w moim życiu się nie działo, ale jest to jakiś przełom, niewielki, ale jest, odezwę się przy najbliższej okazji. Na razie, nie róbcie jak ja, nie polecam. Pa.