czwartek, 19 lipca 2018

ania, nie anna

Odkąd mam Netflixa ciągle coś oglądam i te seriale mają po jeden sezon, ale jakoś tego nie przeżywam i nie wyczekuję kolejnego sezonu. Zaczęłam oglądać Anię, nie Annę i... zaraz wszystko tu Wam opiszę.

źródło
Przewijając stronę główną zarówno YouTube jak i Netflixa często pokazywała mi się Ania, nie Anna, obejrzałam zwiastun w czasie ferii, ale nie zabrałam się za oglądanie, a dosyć niedawno dodano drugi sezon i pomyślałam sobie, w sumie czemu nie? 
Wciągnął mnie. I to bardzo. W jeden dzień obejrzałam sezon pierwszy i zakochałam się po uszy. W pierwszych odcinkach osoba głównej bohaterki swoim sposobem bycia mnie irytowała, ale wiedziałam, że w książce bohaterka była taka podobna, taka była jej natura romantyczki (z tego co się orientuję, czytałam kawałek i nie będę tutaj niczego porównywać). Od pierwszych minut wiedziałam, że to jest to. Zauroczył mnie sam klimat, cała sceneria, ubiór bohaterów. Widać, że producenci włożyli w to wiele pracy żeby to wyglądało tak, a nie inaczej. Kadry są naprawdę prześliczne, lubię gdy robiąc pauzę w dowolnym momencie wygląda to tak, że mogę to wydrukować, oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. 
Teraz opowiem trochę o emocjach jakie mi towarzyszyły. Razem z Anią można przeżywać tutaj wesołe chwile, ale niektóre momenty ciskały łzy do oczu. Nie należę do osób, które płaczą podczas oglądania lub czytania, ale muszę przyznać, że w niektórych momentach naprawdę czułam wielki smutek, ale również rozbawienie. 
Aktorka Ani była cudowna, zagrała świetnie rolę głównej bohaterki, ale nie będę tutaj zwracać uwagę tylko na nią bo każdy na to zasługuje, każda najmniejsza postać była celnie dobrana, szczególne uwielbienie zdobył Mateusz, Maryla, Gilbert i Cole, ten ostatni wzbudził we mnie taką wenę, że narysowałam przez ten czas z 10 kartek ze szkicownika. 
Przez ten serial chciałabym cofnąć się do tych czasów, a tym bardziej wejść do Ani i sama przekonać się jak ludziom żyło się w XIX wieku. 
Mogłabym wychwalać tą produkcję naprawdę długo, urzekła mnie i to bardzo. Moje serce pękło kiedy obejrzałam ostatni odcinek, a muszę napomknąć, że każdy z nich trzymał poziom i nawet nie mogę powiedzieć który z sezonów był lepszy. Wciąga i to niesamowicie, tak że się da obejrzeć w krótkim czasie wszystkie epizody, jeden trwa około 50 minut, a odcinków jest 17.
Podsumowując będę miała kaca serialowego chyba przez najbliższy tydzień po obejrzeniu Ani, nie Anny. Nie wiem jak doczekam do trzeciego sezonu, który nawet nie wiem kiedy będzie bo niedawno wyszedł drugi. Najprawdopodobniej za rok, Powinien spodobać się każdemu, nawet tym co nie mieli styczności z lekturą. 
Zwiastun:


A wy oglądaliście tą produkcję od Netflixa? Jak się Wam podobała? Na razie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz na moim blogu, dzięki Wam mam więcej chęci na dodawanie postów :)